W dobie wszechogarniającego nas Industry 4.0 koncentracja aktywności na analizie wskaźników, statystyce i „przewidywaniu przyszłości” jest jednym z zasadniczych punków w szeregu zadań managementu. Analizując wskaźniki, patrząc na trendy w pewnych obszarach aktywności, można podejmować decyzje, oczywiście z pewną dozą ryzyka, o kontynuacji lub zmianie podejścia do zadań. Jednym z kluczowych wskaźników dla osób zarządzających zakładami produkcyjnymi, a więc dla kierowników produkcji czy dla szefów utrzymania ruchu, jest wskaźnik OEE.
Autor: Piotr Bonarski
Operation Manager w Haerter Technika Wytłaczania. Przez ostatnie 14 lat pracował m.in. w zakładach z kapitałem zagranicznym: Whirlpool, Winkelmann, Lear Poland II oraz Hoerbiger Automotive. Już trzecią kadencję jest prezesem koła terenowego SIMP (Stowarzyszenie Inżynierów i Techników Mechaników Polskich) działającego przy Legnickiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej.
W dzisiejszych zakładach produkcyjnych współistnieją albo wzajemnie się zwalczają dwa podejścia do funkcjonowania działów, szczególnie Działu Utrzymania Ruchu. Z jednej strony ma on być „tylko” obszarem do szybkiego reagowania na zaistniałą kryzysową sytuację – awarię. Z drugiej – Dział UR to skarbnica wiedzy o problemach, ich przyczynach, ale w szczególności o rozwiązaniach.
TPM – globalnie produktywne utrzymanie maszyn – to hasło modne w kręgach związanych z produkcją. Moda ta została niejako wymuszona różnego rodzaju systemami zarządzania (ISO 9001, IS/TS 16949, IATF, VDA i innymi), ale ci, którzy zajęli się tym zagadnieniem, widzą konkretne korzyści z wdrożenia.
Temat automatyzacji procesów wytwórczych jest znany od momentu, kiedy Henry Ford stworzył produkcję seryjną. Oczywiście z biegiem czasu proces wytwarzania zmieniał się od typowego, znanego w czasach Forda, ręcznego, przez wspomaganego różnymi urządzeniami i koncepcjami, takimi jak produkcja liniowa, produkcja gniazdowa itp., aż do pełnej zautomatyzowanej linii wytwarzania, gdzie człowiek odgrywa rolę nadzorcy, a nie wykonawcy. Uzasadnienie dla takiego stanu rzeczy jest bardzo proste: człowiek popełnia błędy, a maszyna nie!
Jeden z moich znajomych menedżerów powiedział mi kiedyś: „Piotr, tu nie chodzi o żadną technikę, teraz liczy się tylko psychologia”. Jako inżynier, człowiek techniczny, oczywiście w pierwszej chwili nie zgodziłem się kompletnie z taką postawą. Myślałem, że przecież ważne są techniczne rozwiązania, zastosowane algorytmy postepowania, wdrożone procedury i przestrzeganie jasno ustalonych procesów. Jednak z biegiem lat pracy zawodowej, współpracy z ludźmi i obserwacji muszę mu przyznać rację.
Walka o przetrwanie jest nieodłącznym elementem życia. Chcąc przetrwać, koniecznie się dobrze przygotować. Czasami szczęście to za mało, by zwyciężyć. Osoby nazywane prepersami są przygotowane na różnego rodzaju przeciwności, przygotowane, by przetrwać.
Każdy prepers w trakcie swoich przygotowań do „katastrofy” napotyka na szereg problemów, które na pierwszy rzut oka blokują przygotowania. Z jednej strony, chcąc być gotowym na przyjście najgorszego, nie można szczędzić środków. Z drugiej jednak – pojawia się zdrowy rozsądek, który podpowiada: „a co w przypadku, gdy katastrofa się nie wydarzy”, „może szkoda pieniędzy”, „może jasnowidze nie przewidzieli właściwych wydarzeń, a podejmowane kroki nie uratują przed ostateczną zagładą?”.